Piąty numerek

W środę już coś się dzieje, a mianowicie jadę na trening. Napisałabym co na nim robię i to z chęcią, ale większość osób to ameby i nie będą nawet znały takie pojęcia jak slide stop. Ale pomińmy ten fakt i przenieśmy się do czasu po koniach. Tym razem było ambitniej. Nie poszłam spać! Odrobiłam sobie lekcje, przeczytałam trochę ,,Pana Tadeusza” i poszłam do sklepu po jedzenie. Dzielnie zarzuciłam na siebie kurtkę i brnąc przez blisko metrowe zaspy doszłam do sklepu o dostojnej nazwie: „Halinka”. Jakie było moje zawiedzenie, gdy okazało się, że ma mojego ulubionego jedzenia. Całkowicie załamana kupiłam jakiś kiepski zamiennik i wyszłam z budynku, by usiąść na jednej z ławek. Patrzyłam się ze smutkiem na pożywienie trzymane w dłoni. Chciałam je zjeść, ale podbiegł do mnie jakiś randomowy pies i zarąbał mi mój ostatni posiłek. Stwierdziłam, że zostanę na ławce i zamarznę na śmierć.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *